Smok Juan Pablo de Lubomir…

Parada Smoków 2017 zbliża się wielkimi krokami.
Kolorowe święto odbędzie się już 4 czerwca!!!
U nas intensywne przygotowania. Tym razem za inspirację dla smoczych postaci, biorących udział w paradzie, posłuży kultura krajów Morza Śródziemnego, ich bogata historia, plastyka, ornamentyka.
Juan Pablo de Lubomir


A my już dziś zapraszamy wszystkich do zapoznania się z legendą…

Smaki smoka z Gibraltaru

Drodzy słuchacze i czytelnicy! Ten z Was, kto uważnie odczytuje mapy,     z zainteresowaniem śledzi szlaki wodne, górskie, wyżynne i nizinne w naszej Europie, pamięta, że w miejscu, gdzie silne ramiona Oceanu Atlantyckiego mocują się z falami Morza Śródziemnego pragnącego wydostać się cieśniną ku wielkiej przygodzie – wznoszą się skały zwane Słupami Heraklesa. W miejscu tym, zwanym dzisiaj Gibraltarem, ponad  dwa tysiące lat temu zdarzyło się coś dziwnego. Wiele legend tak właśnie się zaczyna. Jak myślicie, co mogło  być interesującego w skalistym urwisku Gibraltaru, że dziś pragniemy o tym usłyszeć?
Otóż COŚ znalazło tam schronienie. W niewielkiej jamie położonej na tyle wysoko, by morskie fale nie dosięgały jej nawet przy najstraszniejszych sztormach i na tyle nisko, by żaden człowiek, ani drapieżnik nie próbował zejść urwiskiem w stronę morskiej głębi. COŚ nie wiedziało, że tam się właśnie znajduje i przez setki lat jedynie szum fal i pokrzykiwanie mew będzie mu kołysanką. COŚ nie zdawało sobie sprawy, że jest ostatnim smoczym jajem, a jego opiekunami przez dziesiątki lat był Centaur, Polifem – Cyklop, straszliwe: Scylla i Charybda, które łagodniały tylko wówczas, gdy mogły popatrzeć na ostatnie dziecko greckich smoków. Straszliwa Meduza, groźny Sfinks i krwiożerczy Minotaur- krewni smoczego jaja – pilnowali, by nikt nie odkrył tajemnicy istnienia CZEGOŚ. Bogowie greccy wiedzieli, że istnienie smoka to dar niezwykły. Dlatego Hefajstos obiecał przyszłemu smokowi wykute przez siebie w ogniu Wezuwiusza rogi, Helena Trojańska oddała mu rubiny, by ich kolor skrzył się w oczach smoka. Podarunków było wiele, ale wrogów jeszcze więcej. Olbrzymi Polifem musiał wypełnić sekretne zadanie. Ukryć jajo. Udało się to bez kłopotów, na które zwykle narażony jest człowiek. Posejdon uciszył morze, Eol wstrzymał wiatr i Cyklop mógł spokojnie dotrzeć aż do Cieśniny Gibraltarskiej. Z pewnością powiedział na pożegnanie jaju wkładając je do skalnej groty: Trzymaj się Mały!

Wróćmy jednak drodzy czytelnicy do czasów dzisiejszych, kiedy to historie mitologicznych potworów, bogów i herosów znamy tylko z literatury i filmu. Nikt nie widział smoka, Cerbera, ani nawet Satyra na własne oczy, a Troja została już dawno przekopana przez archeologów.

Zupełnie nie na miejscu było, aby smok wykluł się właśnie teraz. Czas na jego życie właśnie się zaczął i COŚ zaczęło drżeć. Twarda jak skała łupina jaja pękła. COŚ nie wyglądało imponująco. Mała szkarada – pyszczek cielaczka, różki ledwo widoczne, skrzydełka zmięte, oczka czerwone zamglone jeszcze. Kopytka czy raciczki, ogonek jak sznurek. Nie, drodzy czytelnicy – nic miłego i puchatego. Wydostał się mały smoczek z groty na powierzchnię. Całkiem wytrzymała            z niego bestia. Szedł długo, nikt go nawet nie zauważył. Doszedł do Hiszpanii. Słońce prażyło, skóra wysychała. Co będzie z małym brzydalem? COŚ jest jeszcze małe, ale bystre. Posiada to, o czym my możemy tylko pomarzyć – pamięć pokoleń, pamięć twarzy i opiekunów, zna historię, mimo że nie był jej uczestnikiem. Wiecie jak to jest w takich jak ta opowieściach. Ratunek przyszedł nagle. Otóż drogą świętego Jakuba w Hiszpanii szli Polacy. Ona i On. Wyjątkowi, bo to byli nauczyciele ze szkoły w Krakowie nazywanej Lubomirem. On popatrzył, wcale się nie zdziwił, stwierdził – trzeba pomóc ( ci z Lubomira pomaganie mają we krwi). Ona chustę zdjęła, brzydaczka opatuliła, pić dała, a On go na plecak i dalej do Polski. Nie odebrali im smoczka, bo nasi pielgrzymi przekraczali granicę idąc. Gdy doszli do Krakowa, pokazali smoka dzieciom w szkole. Kraków już miał jednego smoka. Dlaczego nie może mieć następnego? Myślicie, że dzieciaki uciekły ze strachu? A gdzież tam. Od razu ustaliły dyżury, by zajmować się maleństwem. Kacper przygotował posłanie, Miłosz nakarmił, Natalka zaśpiewała kołysankę. Smok otoczony miłością dorastał. Nie wyglądał już brzydko, tylko groźnie i majestatyczne. Uwielbiał opiekunów, pamiętał czasy, gdy zajmowali się nim, jeszcze niewyklutym, najpotężniejsi znad Morza Śródziemnego, a teraz jego przyjaciółmi były ludzkie istoty.  Dzieci postanowiły nadać mu imię. Znaleziony w Hiszpanii, wychowany w Lubomirze – niech będzie Juan Pablo de Lubomir! Smok już nie był Czymś. Pragnął być potrzebny. Zauważył, że dzieciaki w szkole lubiły gotować. A on pamiętał jeszcze zapachy greckiej kuchni, jego opiekunowie nie żywili się tylko ambrozją. Juan Pablo poprowadził warsztaty kulinarne – groźny wygląd (jak sam Zeus w postaci byka, kiedy porywał księżniczkę Europę), czerwone ślepia, buchający nozdrzami dym – a na ogromnym cielsku biały fartuszek pożyczony od Pani U. z sali 21.             De Lubomir miał ułatwione zadanie. Grillowane krewetki nie potrzebowały paleniska. Smok z precyzją smażył na własnym ogniu. Ryby w soku z limonki, baranina i jagnięcina w ziołach, sery owcze i kozie, a dla wegetarian podpiekane melony i pomidory w oliwie. Kuchnia śródziemnomorska najlepsza w całym Krakowie – w Lubomirze. A może Ty czytelniku będziesz miał odwagę podzielić się przepisem z Juanem Pablo?

Legendę opracowała: p. Anita Pawlikowska

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest